Puszczyk mszarny |
W połowie lat 80-tych zimy bywały znacznie surowsze, ale i piękniejsze niż obecnie. Wraz z kolegami, którzy pasjonowali się ptakami, wykorzystywaliśmy ten okres na poszukiwanie gniazd ptaków drapieżnych. Robiliśmy to pod fachowym okiem Ginenka Pugacewicza, znanego ornitologa z Hajnówki. Właśnie którejś mroźnej soboty umówiliśmy się z nim na wyprawę terenową. Mieliśmy spotkać się w pociągu na stacji Białowieża Towarowa i wspólnie pojechać w okolice Nieznanego Boru. Kiedy przekraczaliśmy most na Narewce nasza uwagę zwrócił spory kształt na jednym z drzew na południowym brzegu rzeki. Odległość była spora i na pierwszy rzut oka wydawało się, że ktoś zawiesił na drzewie wiadro. Tak przynajmniej twierdził mój kolega Robert. Kiedy jednak rzuciłem okiem na to ‘wiadro’ przez lornetkę spojrzała na mnie para żółtych ślepi obramowanych piórami układającymi się w ciemne, koncentryczne pierścienie. Nie mieliśmy wtedy zbyt wielkiego doświadczenia w rozpoznawaniu ptaków, ale wiedzieliśmy, że jest to jedna z rzadkich sów. Pociąg już wjeżdżał na stację, ale ponieważ musiał jeszcze pojechać na stację Białowieża Pałac i wrócić, więc pozostawało nam jeszcze trochę czasu na obserwacje. Kiedy zaczęliśmy podchodzić bliżej sowa zerwała się, przeleciała na drugi brzeg rzeki i siadła w małym zagajniku świerkowym. Niewiele myśląc ruszyliśmy za nią, nie bacząc na to, że zima się już kończyła i lód na rzece był miejscami cienki. Biegłem pierwszy i kiedy już prawie byłem na drugim brzegu, lód się pode mną załamał. Na szczęście wpadła mi tylko jedna noga i rzutem ciała wylądowałem na suchym lądzie. Byłem tak podekscytowany, że nawet nie zdążyłem się przestraszyć. Nie zwracałem też uwagi na wodę chlupoczącą w bucie i sztywniejące na mrozie spodnie. Moi koledzy nie byli już tak odważni i postanowili wrócić do mostu. Przeczesywanie lasu, w którym zniknęła sowa, miało tylko ten skutek, że spłoszyliśmy ją ponownie i wówczas siadła na przydrożnych topolach. Tym razem mogliśmy się jej przyjrzeć lepiej. Ptak był cały szary, z delikatnym strychowaniem na brzuchu i piersi i wzorem ‘w jodełkę’ na grzbiecie. Największe wrażenie robiła jednak ogromna głowa z wyraźną szlarą, czyli piórami ułożonymi koliście wokół oczu. Dopiero po powrocie do internatu i konsultacjach z fachowcami, okazało się, że widzieliśmy puszczyka mszarnego. Niestety tego dnia Gienek nie dotarł na spotkanie i musiał poczekać jeszcze kilka lat na swoją pierwszą obserwację tego gatunku.
Puszczyk mszarny jest mieszkańcem lasów i mokradeł dalekiej północy. Gruba warstwa piór sprawia, że wielkością przypomina największą naszą sowę, puchacza, jednak w rzeczywistości jest od niego znacznie lżejszy. Nic więc dziwnego, że poluje prawie wyłącznie na drobne ssaki, głównie gryzonie i ryjówki. Puszczyk ten ma wyjątkowo dobry słuch i ogromna szlara pomaga mu w namierzaniu zdobyczy nawet pod grubą warstwą śniegu. W warunkach dalekiej północy jest to ważna umiejętność, gdyż pokrywa śniegowa zalega tam przez wiele miesięcy. Najdalej na południe wysuniętym obszarem występowania tego gatunku jest Puszcza Białowieska, a właściwie jej wschodnia część wokół bagien Dzikiego Nikoru. W polskiej części Puszczy nigdy nie stwierdzono lęgów puszczyka mszarnego, a nawet obserwacje pojedynczych ptaków nie są zbyt częste. Nic więc dziwnego, że nasza obserwacja wzbudziła spore emocje. Pomimo intensywnych poszukiwań nie udało się ani nam ani nikomu innemu zobaczyć ‘naszego’ puszczyka ponownie. Po raz kolejny gatunek ten był obserwowany nad Leśną pod koniec lat 80-tych oraz na początku lat 90-tych, ale mi przyszło czekać na kolejne spotkanie prawie dwadzieścia lat.
Któregoś majowego popołudnia w roku 2003 zatelefonował do mnie kolega oprowadzający grupy brytyjskich ornitologów. „Słuchaj – mówi - właśnie obserwujemy przy ścieżce „Żebra Żubra’ puszczyka mszarnego”. Aż podskoczyłem z wrażenia i nie oglądając się na nic chwyciłem lornetkę, wskoczyłem na rower i pognałem na kładkę. Kiedy dotarłem na miejsce sytuacja na szczęście wiele się nie zmieniła, a widok był zaiste jak z lapońskiej tajgi. Wokół rozpościerał się podmokły ols z pojedynczymi świerkami a puszczyk siedział sobie na złamanym pniu olszy. Wzdłuż ścieżki stali ludzie z lunetami i lornetkami, spokojnie obserwując ptaka, który nic sobie nie robił z ich obecności. Mogłem się wreszcie napatrzyć do woli. Stałem tam jeszcze z pół godziny sycąc oczy niezwykłym widokiem i oczywiście postanowiłem wrócić następnego ranka. Wstałem skoro świt, ale pomimo intensywnych poszukiwań nic nie znalazłem. Jak się później okazało w tym czasie ptak zdążył już przenieść się do Parku Narodowego i był widziany niedaleko bramy głównej przez ornitologów z Siedlec. Cóż było robić, kolejnego dnia znów wyruszyłem na poszukiwania w nowym terenie, nie mając jednak wielkich nadziei na powodzenie swojej wyprawy. Idąc po lesie starałem się nasłuchiwać głosów zaniepokojenia kosów i innych ptaków, które zazwyczaj podnoszą alarm na widok każdej sowy. Przeczesałem ogromny szmat lasu, aż wreszcie kiedy wracałem do wyjścia ujrzałem swego kolegę fotografika z aparatem wymierzonym gdzieś w korony drzew. „Jest tam” – powiedział wskazując na mszarnego siedzącego na bocznej gałęzi świerka, kilka metrów nad ziemią. Podobnie jak poprzednio ptak niewiele sobie robił z naszej obecności, drzemiąc w ciepłych promieniach porannego słonka. Widok był dosyć niezwykły, gdyż tym razem sowa przebywała w bogatym grądzie, środowisku zupełnie jej nieznanym na dalekiej północy. Jak się później okazało ptak zadomowił się w Parku na dobre i był obserwowany jeszcze przez kilka tygodni. Było to o tyle łatwe, że puszczyki mszarne są aktywne przede wszystkim w ciągu dnia. Nie jest to wcale zaskakujące wziąwszy pod uwagę, że latem na północy jest jasno prawie przez całą dobę. Poza tym osobnik ten trzymał się często blisko ścieżek turystycznych i zaczęliśmy podejrzewać, że może ułatwia mu to polowanie, kiedy gryzonie i młode ptaki wypłaszane są z gęstej roślinności przez przechodzących ludzi. Po tym pierwszym spotkaniu widziałem tego puszczyka jeszcze wiele razy, często przez długi czas obserwując go z większej odległości, aby nie przeszkadzać mu w odpoczynku i polowaniu. Za każdym razem było to niezwykłe przeżycie i nie mogę się doczekać, kiedy po raz kolejny puszczyk mszarny zjawi się znów w naszej okolicy.(oprac. Karol Zub)