Pomrów wielki (ślimak)



Ślimak z rodziny pomrowcowatych. Nie wytwarza muszli, osiąga 20 cm długości i jest jednym z naszych największy ślimaków, w Puszczy Białowieskiej często ciemno ubarwiony. Pochodzi z rejonu południowo-zachodniej Europy, a do nas do Polski, ściślej –do Puszczy Białowieskiej został w bliżej nieokreślony sposób zawleczony.

   Żywi się roślinami i grzybami, ale nie gardzi także przedstawicielami swojego gatunku.

   Jest obojnakiem- a więc potrafi rozmnażać się bez udziału innego osobnika, ale najczęściej wykorzystuje zapłodnienie krzyżowe – podczas, które dochodzi do wymiany materiału genetycznego między dwoma osobnikami.

   I właśnie to zapłodnienie krzyżowe sprawiło, że zwróciłem  większą uwagę na tego ślimaczka. Owszem, wcześniej wielokrotnie  spotykałem go na puszczańskich szlakach, ale jakoś szczególnie uwagi mojej on nie przykuwał. Ot, ślimak, spory i do tego bez muszli – to były główne jego auty, a właściwe atuciki, w moich oczach. Uważałem tylko, żeby nie zrobić z niego, jak mi się pod nóżki nawinie, ślimaczego tatara!

   I pewnego lipcowego dnia 2008r., gdy jak zwykle grubych drzewek w BPN szukałem, właśnie na jednym z takich drzewek ślimaczki jakoś odmiennie zaczęły się zachowywać – a były to dwa ślimaczki. Najpierw zaczęły się kręcić wkoło jak oszalałe, ale w sposób specyficzny kręci – tak, że jednego łepek dotykał „ogonka” drugiego, a „ogonek” tego drugiego dotykał łepka tego pierwszego. My byśmy to nazwali grą wstępna, a u ślimaków nie mam pojęcia jak to się nazywa! Zresztą wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ma to cokolwiek wspólnego z przedłużeniem ślimaczego rodu! Gdyby to byli ludzie pomyślałbym: „Ot! popili  kmiotki i dokazują”, a że to były ślimaczki – wcale się nie ślimaczące - to tak naprawdę nie wiedziałem co o tym myśleć, rozdziawiłem japkę, ale w stopniu w umiarkowanym rozdziawiłem, i się gapiłem. A było się na co gapić, bo niecodzienny widok ukazał się moim oczom – stopniowo ślimaczki się do siebie zbliżyły, potem splotły swoje ślimacze ciałka i za pomocą dość dziwacznego ślimaczego tworu, który wysuną się z okolicy głowy, dokonały ostatecznego ich zjednoczenia, a jeżeli ślimacze ciałko zawiera w sobie ślimaczą duszę, to nie mam wątpliwości, że i ślimaczego zdjednoczenia dusz byłem także świadkiem.

  W sumie trochę drzewko mi zapaskudziły tymi swoimi wyczynami, ale wiadomo, że miłość, także ta ślimacza, bynajmniej, jak się okazało, nie w ślimaczym tempie uprawiana, ma swoje prawa.

   Po powrocie do bazy wypadowej w Białowieży czas na uświadomienie przyszedł, czego to świadkiem w białowieskiej kniej były moje, chwilami nawet szeroko rozwarte, oczka– i jak się okazało, były świadkiem wymiany materiały genetycznego między dwoma stworzonkami - czyli zapłodnienia krzyżowego.

   I znów mnie, i pewnie nie tylko mnie, Matka Natura zadziwiła, bo często nam się wydaje, że można to robić tylko tak, jak My to robimy – znaczy się na modłę ludzką, ewentualnie szerzej - ssaczą. A przecież można to robić inaczej, np. odrobinę inaczej albo całkowicie inaczej (film). Więc uszanujmy w tej materii inność tych dwóch stworzonek , które z wielkim mozołem, ale i z godnością, wspięły się na drzewko, wykonały swoimi ciałkami (i tu należy podkreślić, że nie bez wdzięku) to co wykonały, a oczkom przypadkowego przechodnia obnażyły co obnażyły (a trzeba przyznać, że miały co obnażyć)!

  I tylko pomyśleć, że jeżeli tu, w białowieszczańskiej kniej, możliwe są takie sercowe wygibasy, to jeżeli gdzieś tam, w dalekim Kosmosie tętni, albo choćby tli się jedynie, jeszcze życie – to do jakich harców miłosnych zdolni są jego przedstawiciele? (oprac. Tomasz Niechoda, zuberek1969@wp.pl)
 

Galeria

Copyright © 2024 - Encyklopedia Puszczy Białowieskiej,
Agnieszka Aleksiejczuk, Tomasz Niechoda